Od najmłodszych lat wmawiano nam: "Jak dorośniesz, kupisz samochód i pojedziesz, gdzie zechcesz". Ten amerykański chwyt marketingowy z początku XX w., z własnym autem jako symbolem wolności, jest głęboko zakorzeniony w naszej kulturze. Jednak coraz częściej widzimy, że samochód w mieście to gordyjski węzeł problemów - ofiar wypadków, spalin, frustracji, utraconej przestrzeni i kosztów. Czy auto, które miało dawać swobodę, nie jest raczej źródłem stresu? Czy prawdziwej wolności nie dają nam... autobusy i rowery?